poniedziałek, 30 lipca 2018

Mistrz i Małgorzata

Paula
Mistrz i Małgorzata jest naprawdę oryginalnym przystankiem na kulinarnej mapie Torunia. Wielki plus za „spójność” – nazwa, menu, klimat i wystrój. Nie ma tu miejsca na przypadkowe rzeczy. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie możliwość zjedzenia dwudaniowego lunchu w cenie 20 zł (między 12:00 a 17:00). Krem z białych warzyw był naprawdę świetny! Uwielbiam zupy – krem, ale do tej pory jadłam je zwykle w „kolorowych wydaniach” – dynia, pomidor, papryka, pieczarki lub szparagi. Ten krem był bardzo gęsty, delikatny i przy tym (lub dzięki temu) syty. Z pewnością będę próbowała kiedyś odtworzyć ten smak w swojej kuchni. Drugim daniem był makaron z pomidorami i łososiem. Była to moja kolejna próba zmierzenia się z łososiem (niestety często zdarza się mi zamówić coś, za czym wiem, że nie przepadam, licząc że „smak się mi zmienił”). Do tej ryby jeszcze nie dojrzałam, ale z przyjemnością zjadłam penne z pomidorami. Pozostawiony łosoś nie umknął uwadze miłemu kelnerowi, który z wyraźną troską zapytał czy coś było z nim nie tak, co uznałam za duży plus. Trzeba jednak przyznać, że ze względu na specyficzne menu nie jest to miejsce dla każdego. Jeżeli jednak ktoś lubi „te smaki” to z pewnością nie wyjdzie zawiedziony!

Natalia
Restauracja Mistrz i Małgorzata była na naszej liście już od dawna. Nigdy nie było okazji, żeby się tam udać. Nadszedł jednak ten moment, że nasz sukces zawodowy przyczynił się do świętowania właśnie tam. Muszę przyznać, że informacje o tym miejscu zaczęłam śledzić już przed jej wielkim otwarciem. Byłam i jestem pod wrażeniem koncepcji oraz wyglądu tego miejsca, a marketing spełnia swoje zadanie w 100 procentach! Mistrz i Małgorzata to nie tylko restauracja ale również hotel oraz biblioteka!
My zajęłyśmy się jednak naszym świętowaniem: zamówiłyśmy jedzenie i po lampce wina. Wcześniej, co jakiś czas zerkałam z ciekawości na menu, żeby sprawdzić czy coś nowego się tam nie pojawiło. Ostatecznie, na naszym wyjściu, zdecydowałam się na tatarskie czebureki. Uwielbiam tatarską kuchnię, w szczególności tą z Tatarskiej Jurty w Kruszynianach. (Gorąco polecam!) Niestety na tej potrawie się zawiodłam. Nie znaczy to, że sama w sobie była niespmaczna. Według mnie po prostu nie przypominała tego smaku, którego pamiętam z Tatarskiej Jurty. Dla mnie to były po prostu smażone pierogi z mięsem.



Na zakończenie pozwoliłyśmy sobie dalej świętować kolorami!


Aby sprawdzić dokładnie co oferuje to wszechstronne miejsce, zapraszamy na ich stronę internetową

środa, 4 lipca 2018

Restauracja Artus Toruń

Paula
Reklamę „Artusa” zauważyłam na fb. Zwykle unikamy nowych miejsc. Uznałyśmy, że bezpieczniej jest poczekać aż restauracja utrzyma się jakiś czas i dopiero wówczas warto ją odwiedzić. Wbrew pozorom takich, które po raz pierwszy widzimy podczas jednego wyjścia a w kolejnym miesiącu już ich nie ma, jest sporo. Tu jednak zdjęcia wnętrza, opinie gości oraz – przede wszystkim – menu, sprawiło że postanowiłyśmy zaryzykować. A na miejscu, wszystko okazało się jeszcze lepsze.
Samo miejsce – piękne i klimatyczne, przestrzenne i „intymne” jednocześnie. Ilość stolików - w stosunku do wielkości sali - jest niewielka, dzięki czemu mamy poczucie swobody. I tej fizycznej, i tej w trakcie rozmów.
Menu – niezbyt długie, ale jednocześnie różnorodne. Zwykle mam problem z wyborem potraw. Nie jestem fanką mięs, ale na naszych wyjściach niekoniecznie mam ochotę na sałatki ;) Tu miałam okazję zjeść burgera z boczniakami. Różne rodzaje mięs (i nie tylko) sprawią, że każdy znajdzie coś dla siebie.
No i najważniejsze – smak! Jedzenie było wyborne i – nie boję się tego słowa - doskonałe! Dawno nie byłam tak zachwycona smakiem potraw! Dosmakowane, pięknie podane (oczami przecież też „jemy”). I w tym wszystkim bardzo oryginalne.
Według mnie Artus jest aktualnie najciekawszą pozycją na kulinarnej mapie Torunia! Do tego warto wspomnieć, że na plus są także przemiła obsługa i niezbyt wygórowane ceny. Mogłabym chwalić to miejsce bez końca, ale warto tam po prostu pójść i samemu sprawdzić. A najlepszą rekomendacją niech jest fakt, że wróciłam tam jeszcze w tym samym miesiącu!

Natalia
Słynny toruński Dwór Artusa może zachwycać nie tylko doznaniami kulturowymi czy wizualnymi, jako toruński zabytek, ale chyba od niedawna również jako smakowite miejsce. Tym razem zdecydowałyśmy się, że udamy się właśnie tam.
Na końcu ciemnego korytarza w Dworze Artusa znajduje się wyjście z budynku na „podwórko”, które przenosi nas w całkiem inne miejsce. Wydawało mi się, że jestem w  ciasnej uliczce pomiędzy wysokimi, starymi kamienicami. Nie pasował mi tylko brak dźwięków charakterystycznych dla takiego miejsca jak centrum miasta. Co ciekawe Restauracja Artus posiada również ogródek, który jest usytuowany przed samym wejściem. Dla mnie jest to całkowite przeciwieństwo tego co zastajemy w środku. Miejsce  ogródka prawie w samym centrum starówki toruńskiej z hałasem towarzyszącym nam przy takiej ilości ludzi. Ja prawdopodobnie odwykłam od jedzenia
w „ogródkach” i o ile lokalizacja dla tej restauracji nie może być lepsza, to mnie osobiście przypadł mi do gustu ten klimatyczny środek restauracji.
Jeżeli chodzi o jedzenie, to można by to podsumować takim bardzo krótkim stwierdzeniem: Kolejna udana kulinarna wyprawa! Udając się tam wiedziałyśmy, że burgery to będzie nasze główne danie. Tylko czy to nam wystarczy? Co można by jeszcze spróbować? Ostatecznie z menu wybrałyśmy zupę tajską. Byłyśmy bardzo wdzięczne za to, że udało się ją podzielić na dwie porcje. To była dobra decyzja, ponieważ pół zupy i burger to był akurat idealny zestaw do nieprzejedzenia. Zupa była przepyszna, i co najważniejsze dla mnie, nie za pikantna.  Burger z szarpaną wieprzowiną to nie była wcale taka nowość dla mnie. Burgery nas otaczają, tak jak naleśniki. Uważam jednak że smak burgera „The Ring” z Restauracji Artus jest jednym z lepszych w Toruniu.



Informacje na temat miejsca można znaleźć na Facebooku tutaj.